Jerzy Piszkiewicz

Archiwum Historii Mówionej

Nazwisko i imię Jerzy Piszkiewicz, syn Wawrzyńca i Marii, urodzony 20 listopada 1933 roku w Warszawie.

  • Niech nam pan powie, jak pan zapamiętał życie przed wojną na robotniczej Woli. Co pan robił, jak to wyglądało w szkole, w przedszkolu, na podwórku, w domu?

Wie pan, przed wojną, w trzydziestym dziewiątym roku miałem dopiero sześć lat, no to tak dużo [wspomnień] to nie było. Pamiętam, no Wola dla mnie to była po prostu dzielnica nędzy jak Szmulki czy inne rejony Warszawy. To byli ludzie biedni. Przychodziła zima, to w zimę pracowało trzy, cztery osoby z całego domu. Bo tak to w okresie letnim to były roboty sezonowe, w polu, na budowie i tak dalej. Dzieci było dużo w rodzinach, wie pan, bieda. Na przykład dzieciaki jak chcieli wyjść na dwór, to jeden musiał drugiemu buty dać, żeby poszedł do sławojki. Wie pan, o co chodzi, tak. No, żeby się załatwić. Chleb to był, wie pan, [jak] dzisiejszy schab, każdy chciał ugryźć tego chleba. Tak że biedna była straszna. Tak pamiętam, powiedzmy, okres przedwojenny. A okupacja to już zupełnie inna historia. Zaczęły się łapanki, rozstrzeliwania…

  • Do okupacji zaraz dojdziemy. Niech mi pan powie, jak dzieci bawiły się w tamtym czasie, co robiły?

Proszę pana, najmodniejsze to było tak, jak pan miał kawałek drutu, to pan sobie robił takie [zagięcie], kółko jakieś pan tam znalazł i się jeździło tym kółkiem, panie, po Wolskiej. Bo tam był asfalt, kawałek, tam gdzie ja mieszkałem, róg Elekcyjnej i Wolskiej, to tam jeździłem. Huśtawek nie było, tylko w parku Sowińskiego. Park Sowińskiego otwarto chyba w trzydziestym szóstym roku, pokazywałem panu zdjęcia. Tam była taka estrada, to wie pan, na te koncerty te dzieciaki latały. Tam krzyczeli, ganiali te dzieciaki, bo [im] przeszkadzali. A tak to bieda. Niektórzy rower mieli, ale to na pięćdziesiąt rodzin, na sto rodzin ktoś tam, jakiś dzieciak miał rower, wie pan. A odżywianie, to trudno powiedzieć. Ja byłem w trochę lepszej sytuacji, bo ojciec mój dobrze zarabiał przed wojną, pracował w Zakładach Mechanicznych Ursus. To się nazywało Państwowe Zakłady Inżynieryjne Ursus pod Warszawą. I tam dobrze płacili. Ja byłem jeden, to wie pan. Ale mieszkanie to mieliśmy potworne – zimno, wody nie było, światło tylko było w domu. Wola to po prostu margines, powiedzmy, warszawiaków. Były te rodziny w Śródmieściu, które były dobrze sytuowane, mieli porządne mieszkania, a na Woli to rzadko kto miał mieszkanie jakie takie.

  • Pamięta pan może jakieś wyprawy niedzielne na jakiś odpoczynek czy jakieś spacery rodzinne.

Proszę pana, nasze spacery to właśnie był tylko ten park Sowińskiego dla dzieciaków, wie pan. Bo dorośli to byli zajęci, żeby po prostu zarobić parę złotych na utrzymanie, nie mieli czasu. Nikt o wczasach czy coś [nie myślał]. Ja nie słyszałem, żeby ktoś na wczasy wyjechał albo na urlop (kiedyś to mówili na letniaki). To były po prostu sporadyczne przypadki. To byli ludzie biedni, wie pan, oni musieli przeżyć do następnego dnia. Takie to były czasy. Bieda straszna.

  • A jeśli chodzi o wybuch wojny…

Trzydziesty dziewiąty rok, tak?

  • Tak.

To pamiętam…

  • Przepraszam, że jeszcze przerwę. Czy było wiadomo, że nastąpi wojna, czy coś rodzice mówili na ten temat?

Proszę pana, z tego co ja rozmawiałem ze swoimi rodzicami i, powiedzmy, z kolegami, takimi dzieciakami rozmawiałem, to mówiono o tym, że się wojna nieubłaganie zbliża. Polacy wiedzieli, że wcześniej czy później z Niemcami wojna wybuchnie. Ja w trzydziestym dziewiątym roku... Ojciec wyjechał do Rumunii, bo zdemontowali niektóre obrabiarki, takie nowoczesne, bo to był przemysł zbrojeniowy Ursus, tam tankietki na licencji Vickersa robili. I z tymi maszynami [ojciec] wyjechał do Rumunii. Wrócił dopiero za jakieś dwa miesiące, już jak Niemcy byli w Warszawie.

  • Jak pan zapamiętał sam moment wybuchu wojny?

Zapamiętałem nadlatujące samoloty, bo u nas, jak się z domu wychodziło, to przed sobą mieliśmy park Sowińskiego, jeszcze taki w powijakach, a z tyłu był cmentarz prawosławny. I zza tych drzew widać było samoloty nadlatywały. Ale zrzucali bomby tutaj raczej na Śródmieście i tutaj trochę zrzucili, jak Obozową, parę bomb. I od tego się zaczęło. A później to już myśmy uciekli z Warszawy w kierunku Kałuszyna. Ja z matką, bo ojca nie było, tylko babka, dziadek, wie pan, siostry matki.

  • Jak ta ucieczka wyglądała? Na piechotę?

Na piechotę, proszę pana. Poza tym niemieckie samoloty strzelały do tych ludzi, którzy uciekali. Zniżali się i strzelali z karabinów maszynowych. Pamiętam taką [scenę], może to humorystyczne wyglądało, taka wielka sterta stała i ten Niemiec, jakiś jeden myśliwiec chyba, to był myśliwiec meserszmit, latał i strzelał i w końcu zapalił tą stertę. A tam było tych ludzi pełno i tak za tą stertę się chowali. A to wielka była, potężna sterta. No a później to powrót do Warszawy.

  • A państwo dotarli do Kałuszyna?

Tak, tak. Myśmy tam byli chyba, ja wiem, z tydzień. I później wróciliśmy do Warszawy. Ale tu już Niemcy byli, wie pan, w Warszawie.

  • Jakie było pierwsze wrażenie przy spotkaniu Niemców?

Z początku Niemców tak bardzo nie było widać, bo oni poszli dalej. Bo jeszcze przecież cała Polska nie kapitulowała, jak weszli do Warszawy, jeszcze walczyli niektórzy. Tak że Niemcy starali się zlikwidować resztę tego oporu.

  • Poprzednio nie mieli państwo styczności z Niemcami?

Nie, ja tam nie pamiętam nawet. Myśmy tam krótko byli, wie pan. Później na jakiejś wiosce byliśmy jakiś czas, tam gdzieś u gospodarzy. Ale nas tam było ze sto osób, wie pan, nawet ludzi których nie znaliśmy, bo to jak zaczęły strzelać samoloty, to ci ludzie uciekali do lasu czy gdzieś tam, żeby się schować. No i tak to było. No bo Powstanie Warszawskie to już pamiętam dobrze.

  • A jak wrócili państwo do Warszawy, to co mama zaczęła robić? Bo taty jeszcze nie było?

No nie było, tak. Tak jak panu opowiedziałem, mój ojciec dobrze zarabiał, tak że mieli parę złotych odłożone, bo chcieliśmy się stamtąd wyprowadzić, bo tam były warunki takie, no co tu dużo mówić, dziadostwo, nie mieszkanie. Wyprowadzić [się chcieliśmy], tak że [mama] parę złotych miała, dopóki ojciec nie wrócił. A później, jak ojciec wrócił, to już zaczął handlować, bo ojca szukali tam. Później Niemcy chcieli otworzyć produkcję w Ursusie, dalej tam robić, ale ojciec już nie poszedł do zakładu, do Ursusa, tylko się ukrywał. Później do AK poszedł. Prawdopodobnie o tym nie mówił, bo to dzieciakom tego nie mówili rodzice na ogół, czy ojciec się do AK zapisał, czy działa w podziemiu i tak dalej.

  • Gdzie handlował, czym handlował?

Proszę pana, tu kupował, zbierał maty rozmaite, takie tam ciuchy, koszule, majtki, marynarki stare. Gdzieś jeździł w góry, gdzieś tam jeździł do górali i sprzedawał, a tu przywoził rąbankę, jak tam zabili świniaka, zrobili wyroby, to wie pan. No tak to było. Żyło się z dnia na dzień. No a później Powstanie się zaczęło.

  • A co pan robił w tym okresie? Chodził pan po mieście, był ciekawy, oglądał?

Proszę pana, ja w tym czasie, tak jak panu mówiłem, byłem z matką, dopóki ojciec nie wrócił. Później, jak ojciec wrócił, to jakoś widocznie, nie wiem, czy ojca ktoś zakablował, bo zaczęli przychodzić wywiadowcy niemieccy, wie pan, po cywilnemu. Szukali ojca. Widocznie wiedzieli, że do AK należy czy do tego ruchu oporu, jak oni to nazwali. Tak że ojca w domu prawie w ogóle nie było, bo on się bał, jak ojca złapią i wykończą. Tak że przez cały okres okupacji to prawie mojego ojca w domu nie było. I później, w sam moment wybuchu Powstania, no to ojciec przyszedł do domu i: „Matko – mówi – chodź na miasto, to ci parę złotych załatwię – mówi – bo nie wiadomo, szykuje się chyba Powstanie”. Tak matce mówił, tak mi mówiła matka. No i oni poszli na miasto i z matką, a ja poszedłem do babki na Redutową pod „piątkę” i dlatego przeżyłem. Bo tak to z mojego domu, proszę pana, 2 sierpnia o godzinie dziesiątej rano wszystkich wygnali z domu i rozstrzelali. Tam parę osób gdzieś uciekło, ale wie pan, ale to jednostki.

  • Niech pan opowie moment wybuchu Powstania, pamięta pan?

No tak, tak. To już pamiętam, już do czwartej klasy zdałem, to już trochę byłem rozgarnięty, tak że już trochę się orientowałem, o co chodzi. Ale ja byłem u babki na Redutowej. A rodziców nie widziałem, bo oni zostali w Powstaniu. Ojciec zginął później na Złotej.
  • A jeśli chodzi o wybuch Powstania, to jak pan to zapamiętał? Czy tam były walki, czy było wiadomo?

Proszę pana, tu na Woli to takich oddziałów nie było, wie pan, bo właściwie całe Powstanie zaczęło się raczej od Śródmieścia. Tu na Woli było słychać strzelaniny, ale takich potyczek większych nie było. I Niemcy tu natychmiast podjechali, wie pan, te samochody opancerzone, SS. Później dużo tych było tych... na nich „kałmuki” mówili czy jakoś. „Kałmuki”, tak, tak, chyba tak na nich mówili. Oni później mordowali ludzi z naszego domu, bo naszych to tam na drugi dzień, jak Powstanie wybuchło, to z mojego domu wszystkich wygnali, [ustawili] pod siatkę, proszę pana, na Wolskiej i rozstrzelali. Później parę osób zostawili i tych trupów do dołów sypali tam na terenie parku, polewali czymś i palili w tych dołach. A ja byłem na Redutowej, tam nas jakoś nie dotknęło to rozstrzeliwanie. Pojedyncze przypadki były, ale tutaj [na Wolskiej] to była masowa zbrodnia. Ulica Wolska, tu główna arteria i tam w kierunku Młynarskiej, to wszystkich rozstrzeliwali. Wyganiali z domów i rozstrzeliwali systematycznie. W ciągu czterech dni rozstrzelano na Woli trzydzieści osiem tysięcy ludzi, to spore miasto. To były okropne sprawy. Ja widziałem tych ludzi, jak wychodziliśmy z Redutowej, Niemcy nas wygnali do ulicy Wolskiej, tu jak kościół Świętego Wawrzyńca, po drugiej stronie ulica Gizów była, to tam był taki zakład, Dobrolin się nazywał. Pod tym Dobrolinem to leżały sterty pomordowanych ludzi, ale to z tysiąc osób albo i lepiej, tak na optykę. Te ludzie takie powykrzywiane, krwi, wie pan, to jezioro z tej krwi, z tych ludzi. Ale to nie patrzyli dzieciak, nie dzieciak. Ale to chyba dużo było właśnie takich nie Niemców, tylko tak jak mówią, z tej armii Własowa chyba, też było dużo tych „ukraińców”, później takie „kałmuki” byli. Ludzie tacy... to dzicz, dzicz. Oni dokonywali tych mordów. Coś potwornego, mówię panu.
Powstanie, nie wiem, ale to chyba trochę nieroztropnie postąpili, chociaż nie wiadomo, jak Niemcy by się zachowali w innej sytuacji. Trudno odgadnąć, jaka była strategia Niemców. Ruskie podchodzili już pod Warszawę, praktycznie już gdzieś tam byli koło Radzymina, jak wybuchło Powstanie. Ale ruskie by nam nie pomogli.

  • Wspomniał pan jeszcze, że do momentu Powstania chodził pan do szkoły.

Tak, chodziłem, pod Wolska 123 był budynek i za budynkiem stał taki drewniany, wielki [niezrozumiałe] i to było pocarskie, podobno za cara tam stał oddział carskich wojsk. I później, jak już Polska odzyskała niepodległość po pierwszej wojnie światowej, to ja tam do szkoły chodziłem. Od Wolskiej się wchodziło, tak jak jest ulica, to powiedzmy, tutaj park Sowińskiego, po drugiej stronie chodziło się między budynkami, tam była ta szkoła i wszystkie dzieciaki z tego rejonu tu chodziły. Bo takie dwie szkoły to były tylko na ulicy... Jedna szkoła była tu, jak kościół Świętego Wawrzyńca, i druga szkoła była na Bema, duża szkoła. Ona do tej pory jeszcze stoi. Tam było gimnazjum i szkoła podstawowa, wie pan. No a dużo dzieci do szkoły nie chodziło.

  • Jak wyglądała nauka w tej szkole?

No, leli przede wszystkim. Jak pan coś tego, to dawaj łapy, piórniki takie [mieli], leli, że nie wiem, nauczyciele albo za uszy targali. No a uczyli, wie pan, historii nie było w Polsce, bo w czasie okupacji Niemcy nie pozwoli uczyć historii. Tylko rachunki, polski, uczyli pisać, trochę geografii, ale to już później, chyba w trzeciej, czwartej klasie. Taka to była nauka.

  • Niech mi pan powie, doszedł pan na Redutową, tak. I jak długi czas pan tam przebywał?

Na Redutowej? To znaczy po wybuchu Powstania, tak? Chyba do piątego dnia Powstania.

  • I co później?

Później nas wygnali na ulicę Wolską i szeregiem wysyłali na zachód, tą Wolską szliśmy. Mieli nas zaprowadzić, tak jak panu mówiłem, do Pruszkowa, do tego obozu przejściowego, ale widocznie może tam miejsc nie było czy jak i żeśmy szli ze dwadzieścia kilometrów – tam było ze dwa, trzy tysiące ludzi – i kazali, żebyśmy sobie gdzieś szli w cholerę.

  • Czyli nie byli państwo mocno pilnowani w czasie transportu?

Tu już nikogo nie rozstrzeliwali, nie rozstrzeliwali. Bo nawet w Pruszkowie to ja też nie słyszałem, żeby rozstrzeliwali. Bo sama Wola, no to wie pan, w momencie samego wybuchu Powstania, to rozstrzeliwali masowo. Gdzie się ktoś nawinął, to strzelali do niego jak do kaczek. A masowo przede wszystkim – z każdego domu wygrużali po pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób, rozstrzeliwali, doły kopali, palili.

  • Gdzie państwo się udali po puszczeniu ludzi?

Ja trafiłem do Leszna. Wie pan, gdzie jest Leszno pod Warszawą? To ja tam byłem. U gospodarza byliśmy, na słomie żeśmy spali w stodole. Później przyszła zima, to wie pan, było okropnie, głodni, zimno.

  • Jak państwo zdobywali tam pożywienie?

Proszę pana była cukrownia, jak pan mówiłem, w Lesznie (chyba już teraz nie ma tej cukrowni), tośmy z pola kradli buraki, gotowało się te buraki. A zboże to [braliśmy prosto] z pola, to tak rękami żeśmy sobie rozcierali i takie placki robili z tych buraków, [dokładając] trochę tego zboża, i takie placki piekli na takiej fajerce czy na czymś. Bo drzewo to tam było, bo las w Lesznie jest, zaczyna się Puszcza Kampinoska w Lesznie. No i grzyby się zbierało, grzyby się jadło. Żyliśmy tak jak ludzie pierwotni. Co się dało, co się nadawało do jedzenia, to żeśmy zjedli. Bo gospodarze tam też za bogaci nie byli. Poza tym gospodarstwa tam mieli malutkie, takie poletka, to tragedia.

  • Jak długo państwo tam byli?

Jak skończyło się Powstanie, weszli tu ruskie, to myśmy z Leszna wrócili do Warszawy. No i każdy później szukał gdzieś jakiejś nory, bo z mojego domu to tylko kikuty stały. Bo to był dom, wie pan, miał tylko mury, a cała konstrukcja w środku te legary, dach, klatki schodowe, to z drzewa były zrobione. To się wszystko wypaliło i koniec. Zostały ściany. A ten dom to był właściciel cegielni, nazywał się Merenholc, i dawny park Sowińskiego to było wyrobisko gliny. Tam wydobywali, aż doszli do ulicy Wolskiej i dalej się mogli, bo była szosa warszawska. Żyd zamknął cegielnię i zaczęto zwodzić śmiecie z całej Warszawy do tego parku, znaczy parku, do tego dołu po wyrobisku. Później ziemię nawozili i w tysiąc dziewięćset trzydziestym szóstym roku oddano do użytku park Sowińskiego. Ja panu pokazywałem zdjęcia, jak tam [była] orkiestra, taką zrobiła estradę, podest taki dla muzyków. Ja dzieciakiem byłem, to już tak dobrze nie pamiętam.

  • Ten właściciel mieszkał koło państwa?

Cegielni? Ja go na oczy nie widziałem. To był Żyd, Merenholc się nazywał, ale ja go w życiu nie widziałem. Może tamci starzy ludzie, którzy robili w cegielni, to mogli go widzieć. Jako właściciel mógł tam przychodzić, powiedzmy, zobaczyć, jak tam produkcja idzie. Bo to wie pan, wydobywali, formowali, później wypalali tę cegłę, wie pan. A z drugiej strony parku Sowińskiego były pola uprawne. To był Muszyński chyba, jeden właściciel się nazywał. To tutaj od Wolskiej aż do Górczewskiej te pole. Jeszcze był jeden taki duży. Na nich badylarze mówili, wie pan. To te kobiety tam pracowały w lato na kolanach, to tu od Wolskiej aż tam do Górczewskiej na kolanach pielili te grządki, sadzili cebulę, powiedzmy, buraki cukrowe... nie, cukrowych nie sadzili, [tylko] takie warzywa. Sprzedawali to, nawet w Hali Mirowskiej były takie sklepy duże z tymi warzywami, to z tych pól sprzedawali.

  • Tam okoliczna ludność nie chodziła na szaber na te pola?

Kto?

  • No mieszkańcy?

No mieszkańcy, podkradać, panu chodzi? No wiadomo. Ale to nie było takie proste, bo on ponajmował sobie takich facetów, mieli takie dubeltówki na sól. Jak panu w tyłek przyłożyli, to, proszę pana, później musiał pan ze dwa dni siedzieć w mleku tyłkiem, proszę pana. Jak pan dostał w dupsko, to za przeproszeniem, że nieładnie mówię, to kręcił panie... jak wirtuoz panie. Strzelali po prostu. Nie zabiło to, ale wie pan, ale szkody narobiło takiemu, co mu w tyłek strzelili albo w plecy.

  • Ale chodzili?

Panie, jak będziesz pan głodny, to pan wszędzie pójdziesz. Pod karabin maszynowy, jak panu postawią, to będziesz pan szedł, jak nie będziesz pan jadł ze dwa tygodnie.

  • A jak wrócili państwo do tej Warszawy, to gdzie…

Gdzie ja mieszkałem? Tu gdzie mieszkam, akurat w tym mieszkania. Tylko tam mieszkały cztery rodziny, wie pan. Chyba ze szesnaście osób nas mieszkało w tym mieszkaniu. Akurat ten budynek przetrwał. Z mojego domu to nie było śladu. Tak jak panu mówiłem, tylko został kikuty. Wolska 132, pokazywałem panu zdjęcie.

  • To była ulica Sienna, tak?

Mieszkam na Siennej i po Powstaniu przyszedłem na tą Sienną, wie pan. Bo moja ciotka tam się zaczepiła i nas zawiadomiła w tym mieszkaniu i do tej ciotki poszliśmy. Ale tam było nas... Mówię panu, do ubikacji to się było ciężko dostać, wie pan. Jak u Kiepskich, to małe porównanie.

  • A wiadomo, że były tam te strony getta tam obok...

Chodzi panu o getto. Małe getto, tak? Bo duże getto to pan wie, gdzie było. Małe getto... Ja mam tam na podwórku codziennie teraz, wie pan, przyjeżdża po dziesięć, piętnaście autokarów dziennie, przyjeżdżają wycieczki.

  • A wtedy jak pan to widział? Chodził pan tam oglądać, popatrzeć, jak tam było?

Tam nie było na to patrzeć, bo to jest tylko mur.

  • Chodzi mi o moment zaraz po przyjściu tutaj.

Tak mówiąc szczerze, to nie bardzo żeśmy się orientowali, że tam było małe getto. Bo o dużym getcie wiadomo było, a o tym małym to mimochodem się mówiło, że było. A tam byli, właśnie jak ulica Żelazna, powiedzmy, to wszystko, mury stały, te oporowe, takie porobione, żeby nie mogli przechodzić ci Żydzi.

  • A jak wyglądała sprawa z jedzeniem, z pracą? Czy pan poszedł od razu do szkoły, jak wróciliście?

Najpierw jak wróciłem, to chodziłem do szkoły na ulicę Dworską, obecnie Kasprzaka. Ta szkoła stoi zresztą na Dworskiej. Tam jest basen nawet. Nie wiem, czy pan przejeżdżał kiedyś Kasprzaka. Po lewej stronie zakłady Klawego, proszę pana, to Zakłady Farmaceutyczne Polfa, róg Przyokopowej. Zakład stoi. Ja nie wiem, czy jeszcze zakład pod tym szyldem pracuje, ale jeszcze tam robią leki.

  • A jeśli chodzi o jedzenie, jak zdobywaliście jedzenie?

Proszę pana, zaraz po Powstaniu, tak? No wie pan, co panu będę opowiadać. Chleb, woda i i kapusta młoda. Ja jeszcze do pracy nie mogłem iść, bo ile ja mam lat w czterdziestym piątym roku? Niewiele. Matka pracowała, gdzieś sprzątaczką była, ojciec nie żył, zginął na Złotej w Powstaniu (mam nawet w muzeum potwierdzenie, na tablicy jest w muzeum nazwisko ojca). Ale to już historia. Ja już się zestarzałem.

  • Czy jeszcze chciałby pan coś dodać do tej rozmowy? Może coś pominęliśmy, może jest jeszcze coś, o co nie zapytałem, co by pan chciał powiedzieć, a wydaje się panu interesujące?

Wie pan, wiele w życiu było historii. W życiu każdy miał jakieś tam swoje przecherki.

  • Może jakieś historie śmieszne albo takie, które zapadły panu w pamięć z tego okresu?

Naprawdę nie zastanawiałem się nigdy nad tym, co było ciekawego w moim życiu. Najpierw zacząłem pracę, później mnie wzięli do wojska, wróciłem z wojska, znów pracowałem, ożeniłem się i cała historia.

Warszawa, 22 października 2013 roku
Rozmowę prowadził Mariusz Kudła
Jerzy Piszkiewicz Stopień: cywil Dzielnica: Wola

Zobacz także

Nasz newsletter